Oferta | Promocja

Książka. Przeczytaj fragmenty oraz spis treści.

SPIS TREŚCI
Od autorki ..........................................................................................................................
4
1.
Na wstępie coś o mnie .......................................................................................................
TAK TO SIĘ ZACZĘŁO
9
2.
Paragony poprawiają pamięć ............................................................................................
ZAPISYWANIE WYDATKÓW
13
3.
Jak mam, to nie mam; jak nie mam, to mam .....................................................................
ZASADA PODWÓJNEGO ZAPISU
18
4.
Gospodarka funduszami ....................................................................................................
KONTO BANKOWE
26
5.
Wielki finał .......................................................................................................................
KRZYŻÓWKA
30
6.
Blokada mózgu ................................................................................................................
RAPORT KASOWY I BANKOWY. ZASADA CIĄGŁOŚCI EWIDENCJI
37
7.
Jak przelać albo przekazać................................................................................................
PRZEKAZ I PRZELEW BANKOWY
43
8.
Kiełbasa w segregatorze ...................................................................................................
ZASADA RZETELNOŚCI. DOWÓD KSIĘGOWY
46
9.
Rozbijanie kont na kawałki ................................................................................................
SYNTETYCZNE I ANALITYCZNE
49
10.
Już wiem, kiedy mam, a kiedy nie .....................................................................................
ZASADA "MEMORIAŁU" I ZASADA "KASY"
53
11.
Remont sracza zamiast komputerów .................................................................................
PLAN KONT
60
12.
Pieczenie tortu .................................................................................................................
ZASADA ZAPISU POWTARZALNEGO
64
13.
Księgowanie kurczaka .......................................................................................................
ZASADA CHRONOLOGII I WIARYGODNOŚCI
67
14.
Szubieniczki i rozbijanie zakupów .....................................................................................
DEKRETACJA
71
15.
Czy lekarstwa to jedzenie? .................................................................................................
OPIS DO PLANU KONT, ZASADA SYSTEMATYCZNOŚCI
76
16.
Kobieca powinność ............................................................................................................
PORZĄDKOWANIE WIEDZY O KSIĘGOWOŚCI
82
17.
Opis do arkusza "Nasze gospodarstwo domowe" ...............................................................
TO DLA ZAWZIĘTYCH I UPARTYCH, KTÓRZY POTRAFIĄ
ZAKODOWAĆ SOBIE ARKUSZ
85
18.
Ruina w domu ....................................................................................................................
AMORTYZACJA
90
19.
Jak mój Tata się załamał ....................................................................................................
FUNDUSZE CELOWE
99
20
Jak zostałam prawie kryminalistką .....................................................................................
CZEK
108
21
O czym marzy każda kobieta ..............................................................................................
DEPOZYTY
118
22
Jak Tato zrobił mi oborę ...................................................................................................
WEKSEL
129
23
Trzy tytuły .........................................................................................................................
KSIĘGOWANIE PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH
138
24
Dziwne pieniądze ...............................................................................................................
HISTORIA PAPIERÓW WARTOŚCIOWYCH
149
25
Decyzja o założeniu firmy ..............................................................................................
BEZPIECZNE ZACIĄGANIE ZOBOWIĄZAŃ I WSPÓLNOŚĆ MAJĄTKOWA
159
26
Nieszczęśliwy wypadek Taty i nowa superdieta .................................................................
REDUKCJA KOSZTÓW
171
27
Moja pierwsza separacja z mężczyzną ..............................................................................
ANALIZA I PLANOWANIE
180
28
Jak mój Tata przeze mnie został alkoholikiem .................................................................
FINANSE
190
29
Niebieskie schody ..............................................................................................................
EKONOMIA I MARKETING
201
30
Przepoczwarczanie się mózgu .........................................................................................
PODATKI
208
31
Wymiana poglądów ............................................................................................................
WOLNY RYNEK
221
32
Epilog ...........................................................................................................................
245
Mój słowniczek pojęć pogrubionych ....................................................................................
DEFINICJI NIE MUSZĘ ZNAĆ NA PAMIĘĆ, MUSZĘ WIEDZIEĆ, ŻE SĄ W SŁOWNICZKU
247
Moje zasady rachunkowości ..............................................................................................
MUSZĘ ZNAĆ NA PAMIĘĆ
257
Rozdział 1

     Na wstępie coś o mnie
     Tak to się zaczęło.

Na początku tej historii byłam przeciętną nastolatką. Niczym szczególnym nie różniłam się od moich rówieśniczek. Szkołę traktowałam jak zło konieczne, a oceny na świadectwie jako przepustkę do wolności. Im były lepsze, tym większe miałam kieszonkowe, a moi rodzice zadawali mniej pytań. Nagle, przez skomplikowany tok wydarzeń, zostałam sama z Tatą. Dla mamy Tato był za mało rozrywkowy, więc zamieniła go na inny model. Uważam, że to nie prawda. Mój Tato jest bardzo zabawny, tylko..inaczej. Sami to ocenicie.
Pamiętam jak dziś, Tato zadał mi jedno pytanie:
- Czy weźmiesz na siebie obowiązki związane z prowadzeniem domu, czy mam sobie radzić sam? Zastanów się, to poważna decyzja. Jeśli się zdecydujesz, będę Ci pomagał.
Jak pomyślałam sobie, że do mojego zacisznego i spokojnego domu może zwalić się jakaś wredna baba, byłam gotowa na wszystko. Ostatecznie, zamiast sprzątać tylko mój pokój, będę sprzątać całe mieszkanie. Z gotowaniem też nie będzie kłopotu, mój Tata nie dość, że umie dobrze gotować, to jeszcze to lubi. Będę się od niego uczyć. Pranie, przy dobrej pralce - nie problem. Zostały zakupy, ale to właściwie sama przyjemność. Po przemyśleniu wszystkiego poczułam się dorosłą osobą i postawiłam warunki.
- Będę dostawała pieniądze na utrzymanie domu?
- Tak, ale będziesz musiała się z każdej złotówki rozliczyć - stwierdził Tata.
- Jak mam to rozumieć?
- Chcę wiedzieć, ile i na co wydałaś - wyjaśnił.- Kontroluję wydatki, muszę wiedzieć, ile wydaję w miesiącu, potem rocznie. Muszę to dopasować do moich zarobków. Trzeba też zaplanować wymianę samochodu i odnowienie mieszkania. Nie chcę popaść w długi. Jeśli będziesz mi pomagać, to nauczysz się prowadzić dom i dobrze gospodarować pieniędzmi. To Ci się przyda w życiu, w pracy lub gdybyś kiedyś chciała założyć swoją małą firmę.
- Kto by nie chciał - pomyślałam. - Ale założenie takiej małej firmy musi być bardzo skomplikowane - wyraziłam moje wątpliwości.
Tata uśmiechnął się wyrozumiale.
- Samo założenie nie, trzeba pochodzić po urzędach i zebrać potrzebne dokumenty - tłumaczył. Przy małych firmach najtrudniejsze jest to, że trzeba się znać po trosze na wszystkim. Trzeba coś wiedzieć o księgowości, dokumentach, analizie danych, planowaniu, podatkach, marketingu. Trochę o papierach wartościowych i bankowości.
- To według Ciebie jest trochę?! - oburzyłam się.
- Część z tych czynności na początek można zlecić wyspecjalizowanym firmom - uspokoił mnie - np. księgowość i podatki. Najważniejsze jest, by mieć podstawowe wiadomości z tych dziedzin, tak by rozumieć, co zlecasz i czego oczekujesz. Przede wszystkim trzeba mieć pomysł na to, co chcesz robić i czy przyniesie ci to dochód - tłumaczył. - Ale nie z tym jest kłopot. W przypadku prowadzenia domu możesz zapisywać wydatki lub nie. W przypadku prowadzenia małej firmy najważniejsza jest systematyczność prowadzenia zapisów. Jeśli się tego nie robi, to nie ma kosztów. Wtedy płaci się większe podatki. Mogą też być kłopoty z urzędem skarbowym przy jakiejś kontroli - dodał. - Zacznij ćwiczyć systematyczność od zaraz.
- Przecież mówiłeś, że ona sama przychodzi z wiekiem. To po co się męczyć?
- Ty chcesz zakładać firmę na starość czy trochę wcześniej? - zapytał ironicznie Tato.
Zrobiłam kwaśną minę.
- Drugim ważnym czynnikiem jest wiarygodność. Jeśli umawiasz się na spotkanie, przychodź 5 minut wcześniej. Jeśli masz spłacić dług, zrób to jeden dzień przed czasem spłaty. Jeśli nie jesteś w stanie spłacić długu, wcześniej zawiadom o tym wierzyciela i poproś o prolongatę. Jak powiesz, że oddzwonisz, to to zrób, choćby sprawa była już nieaktualna. Ktoś czeka na Twój telefon i traci czas.
- Tato, Ty nie rozumiesz życia - powiedziałam zdziwiona. - Wiesz, co by sobie pomyślał o mnie chłopak, jakbym przyszła na randkę 5 minut wcześniej? Dla zachowania atrakcyjności muszę spóźnić się przynajmniej pół godziny. Oczywiście trzeba uwzględnić pogodę i gdzie się umówiłam.
- Oj córeczko, Tobie pomylił się instynkt przetrwania gatunku i rytuały godowe z biznesem. Ty masz zdobyć pieniądze, a nie uczucia wierzyciela - powiedział Tato, kręcąc głową.
Znowu zrobiłam kwaśną minę, chyba wypowiedziałam się nie na temat.
- Systematyczność i wiarygodność nic nie kosztują. Pierwsza daje Ci kontrolę nad finansami firmy, druga dostęp do kredytów. Trzeba je budować latami, ale to największy kapitał.
- A pieniądze? - spytałam.
- To jeden z mitów - Tata machnął ręką. - Do prowadzenia małej firmy potrzebny jest dobry pomysł na to, co chcesz robić, podstawowa wiedza i dobrze przemyślany biznes plan. Wtedy pieniądze się znajdą.
- Niby jak? - powiedziałam z niedowierzaniem.
Tata tłumaczył więc dalej:
- Część kapitału możesz odłożyć, jak zaczniesz pracować. Część możesz pożyczyć od rodziny. Można też wziąć specjalny kredyt w banku. Możesz wyemitować własne papiery wartościowe. Możliwości jest sporo, to zależy, ile będziesz potrzebowała na rozkręcenie interesu. Jeśli Cię to interesuje i w przyszłości chciałabyś być samodzielna, zacznij od inwestowania w siebie. Zacznij od zdobycia podstawowej wiedzy, to nie będzie kolidować z Twoją szkołą.
- Pewnie, że mnie to interesuje. A od czego miałabym zacząć? - zapytałam zaciekawiona.
- Możemy potraktować nasze gospodarstwo domowe jak małą firmę i prowadzić je na jej zasadach - zaproponował. - Nie będzie to dokładny przykład, bo nie będziesz rozliczać podatków i księgowość będzie innego rodzaju. W przyszłości łatwiej będzie Ci pogłębić swoją wiedzę przez czytanie literatury fachowej i uczenie się od innych. Możesz też wybrać określony kierunek studiów.
- Nie ma sprawy. Zgadzam się - oświadczyłam stanowczo.
- Pamiętaj o tym, że traktuję Cię jak osobę dorosłą, a Twoje zobowiązanie jako poważne - podkreślił. - Na początek masz 200 zł, kup, co według Ciebie jest potrzebne.
Chodziłam po sklepach, zastanawiając się, co kupić. Na początek chciałam zrobić jakiś lepszy obiad, nie zapomniałam też o kosmetykach dla siebie. Po powrocie rozpakowałam zakupy i przeliczyłam pieniądze. Odniosłam wrażenie, że coś się nie zgadza. To niemożliwe, żebym wydała tyle pieniędzy na to wszystko. Albo zgubiłam, albo źle mi wydano w którymś ze sklepów. Ładny początek - pomyślałam - od razu dałam się oszukać. Zaczęłam spisywać ceny z produktów, kłopot w tym, że nie na wszystkich były. Wszedł Tato.
- Widzę, że masz problem, brakuje Ci pieniędzy - bardziej stwierdził, niż spytał.
- Skąąąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Po powrocie z zakupów większość ludzi ma takie wrażenie. Przy braku pieniędzy kończy się to awanturami domowymi. Kupiłaś za dużo, będziemy to jedli przez tydzień. Część z tych produktów będzie nieświeża i trzeba będzie je wyrzucić. Musisz zacząć postępować rozsądniej - napomniał mnie.

Pokłóciłam się z Tatą, nieważne o co. Powiedziałam mu, że się wyprowadzam.
- Odkąd skończyłaś 13 lat to co jakiś czas się wyprowadzasz. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Według moich obliczeń, gdzieś około 22. roku Twojego życia zaczniesz się wprowadzać, tylko nie sama. Przypuszczalnie, biorąc pod uwagę Twoje zachowanie, to z dzieckiem, a przy dobrych wiatrach - z mężem.
Normalnie mnie zatkało. Zamiast robić wszystko, żeby mnie powstrzymać, to On robi sobie ze mnie jaja.
- Niby to już nie moja sprawa - powiedział Tato - ale pytam tak z ciekawości, z czego będziesz się utrzymywać, jak się już wyprowadzisz?
- Dziadek mi pomoże.
- Obyś się nie pomyliła. On jest starej daty. Lepiej wcześniej z nim pogadaj. Czyli na starość nie mogę na Ciebie liczyć - Tato spuścił głowę.
- Możesz. Znam swoje obowiązki. Tę szklankę wody na łożu śmierci Ci podam - powiedziałam w przenośni i wyniośle.
- A czy mógłbym tę szklankę wody - spytał Tato, zastanawiając się - zamienić na kufel zimnego piwa?
Powiedzcie sami, czy takiego faceta można traktować poważnie? Po przeanalizowaniu sytuacji postanowiłam, że na razie nie będę się wyprowadzać.

Rozdział 20

Jak zostałam prawie kryminalistką
Czek.

Tato twierdzi, że do nieszczęścia wystarczy zrobić jedną głupotę. Do tragedii trzeba ich zrobić więcej i to jedna po drugiej.
Był ostatni dzień miesiąca. Fundusze na utrzymanie domu miałam na wyczerpaniu. Jutro Tato miał mi przelać pieniądze na następny miesiąc. Całkiem przypadkowo poszłam na stare miasto i w jednej z bocznych uliczek zauważyłam mały butik. Wcześniej go nie widziałam. Na wystawie wisiała bluzka, nie będę wam opisywać jaka, od razu wiedziałam, że musi być moja. Bałam się tylko, czy to mój rozmiar, ale po przymierzeniu okazało się, że leży idealnie. Jutro koleżanki pękną z zazdrości. Nagle dotarło do mnie, że nie mam tyle gotówki. Do bankomatu też nie było po co iść, konto było prawie puste. Mogłam jeszcze zadzwonić do Taty do pracy, ale wiem, co bym usłyszała. Nawet gdyby się zgodził, musiałabym pojechać po pieniądze, a w tym czasie na pewno ktoś kupiłby tę bluzkę. Nie mogłam do tego dopuścić. Stojąc w przymierzalni, zaczęłam gorączkowo szukać rozwiązania i nagle przyszło olśnienie. Przecież mam książeczkę czekową, zapłacę czekiem, jeśli pani się zgodzi. Butik otwarty jest do 18-stej tak jak bank, więc czek trafi do banku jutro, a jutro na koncie będą pieniądze. Ulżyło mi.
- Przepraszam, ale mam mały problem. Bardzo mi się ta bluzka podoba, niestety nie mam przy sobie tyle gotówki. Czy przyjmie Pani zapłatę czekiem? - spytałam bez żenady.
- Tak - zgodziła się pani.
Dokupiłam jeszcze dodatki i wystawiłam czek.

Po przyjściu do domu ugotowałam obiad. Tato przyszedł dość późno, coś go zatrzymało w pracy. Jak jadł, zaprezentowałam mu moją nową kreację i poprosiłam o przelew.
- Czy mógłbyś mi jeszcze dzisiaj przelać pieniądze na utrzymanie, najpóźniej jutro nim pójdziesz do pracy.
- To już jesteś kompletnie bez grosza - zdziwił się. - Co się stało?
W szczegółach opowiedziałam Tacie o moim genialnym pomyśle z bluzką i czekiem. Nagle zorientowałam się, że Tato zmienia kolor, to znaczy na twarzy, rzucił widelec na stół i wybuchnął jak granat.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, coś Ty zrobiła? Dopuściłaś się przestępstwa karnego. Potwierdziłaś na dokumencie własnym podpisem, że masz pokrycie na czek w banku, chociaż go nie miałaś.
Zerwał się z krzesła i szybkim krokiem podszedł do komputera. Okazało się, że zrobił przelew na moje konto. Potem wyminął mnie, potrącając. Podszedł do barku i nalał sobie pełny kieliszek koniaku, wypił jednym haustem. Wiedziałam, że jest bardzo źle, stałam jak słup soli ze łzami w oczach.
- Tato, ja, ja nie wiem, co takiego złego zrobiłam.
- Siadaj - powiedział - wytłumaczę Ci. Mówiłem Ci kiedyś, że jak zobaczysz jakiegoś ciucha, to Ci się mózg blokuje. Tylko że dzisiaj zablokował Ci się w bardzo ważnym miejscu. W miejscu solidności i wiarygodności.
- Tato, ale ja to tak wymyśliłam, że wpisałam datę wystawienia czeku jutrzejszą, a Pani się nie zorientowała. Wiem, że to oszustwo, ale wolę się już do wszystkiego przyznać.
- Nie popełniłaś żadnego oszustwa - Tato westchną głęboko. - Muszę Ci to wytłumaczyć. Prawo czekowe mówi, że czek jest płatny za okazaniem. To znaczy, że z chwilą wręczenia czeku wierzycielowi, musisz posiadać pokrycie na koncie. Jeśli nie masz, jest to przestępstwo karne. Bank płaci za czek do dziesięciu dni od daty wystawienia. Jeśli przewidujesz, że wierzyciel nie zdąży z realizacją czeku w tym czasie, wpisujesz późniejszą datę wystawienia. Taki czek nazywamy postdatowanym. To stara konstrukcja prawna, dzisiaj nieużywana. To jest nieprawda usankcjonowana prawem. Prawo czekowe powstawało bardzo dawno temu i zawiera taki zapis. Znasz takie powiedzenie "Dobry żart tynfa wart". To powiedzenie ma podłoże historyczne, oparte jest na takiej samej konstrukcji prawnej. Zobacz do encyklopedii.

Zaczęłam szukać w Internecie, ciesząc się w duchu, że atmosfera się rozładowuje, a Tato przychodzi do siebie i kończy obiad. Zobaczcie, co znalazłam.
Tynf, srebrna polska moneta 1-złotowa, o wartości nominalnej 30 groszy, a realnej (rzeczywista wartość zawartego w niej srebra) 12 groszy, emitowana za panowania króla Jana II Kazimierza od 1664 do 1667, w celu spłaty długów państwowych. Świadome fałszerstwo tynfa, usankcjonowane przez Sejmową Komisję Menniczą, znalazło odzwierciedlenie w wybitym po łacinie na jego awersie haśle: "Wartość tej monecie nadaje zbawienie ojczyzny, które jest więcej warte od metalu". Wbrew intencjom, emisja tynfa przyczyniła się do znacznego wzrostu cen i ruiny gospodarki. Do 1766 monety te zostały wykupione przez kasy państwowe z polecenia króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, początkowo po 36, a później po 27 groszy miedzianych. Nazwa tynf pochodzi od nazwiska jego projektodawcy A. Tynfa, dzierżawcy mennic w Krakowie, Bydgoszczy i Lwowie.
- Ładny żart, jak zrujnował gospodarkę - powiedziałam z przekąsem.
- Ich można próbować jakoś usprawiedliwić. Chcieli ratować ojczyznę, ale nie wiedzieli, że emisja pustego pieniądza na rynek powoduje inflację - wyjaśnił Tato. - Nie znali takiego pojęcia. Zostało zdefiniowane znacznie później.
- Dzisiaj politycy też chcą ratować ojczyznę w taki sam sposób. Chcą dobrze, a wychodzi jak zawsze.
- Oj, naoglądałaś się telewizji, ale wnioski wyciągasz prawidłowe. Historia uczy nas przede wszystkim tego, że ludzie niczego się z niej nie uczą.
- Tato, ale to nie jest tak całkiem tylko moja wina - próbowałam znaleźć jakieś usprawiedliwienie.
- Gdyby pani w butiku miała czytnik kart, to nigdy by mi do głowy nie przyszedł ten pomysł z czekiem. Czek to anachronizm, w przyszłości zastąpi go karta bankomatowa.
- Co ty opowiadasz?! - Tato wyraźnie się ożywił. - To dwa różne narzędzia finansowe. W dużej części ich funkcje się pokrywają, ale nigdy karta nie zastąpi czeku. Czekiem mogę płacić zawsze, w każdych warunkach i o każdej porze. Kartą, jak sklepy są otwarte lub jak znajdę bankomat. Powiem Ci jedno i dobrze to zapamiętaj. Czek jest dla ludzi obytych, a karta dla każdego. Reasumując, popełniłaś przestępstwo karne, ale nie popełniłaś oszustwa, chociaż miałaś taki zamiar.
- Aaale dzięki Tobie wszystko skończyło się dobrze - próbowałam ohydnie się podlizać.
- Nie całkiem. Jeśli pani z butiku wysłała kogoś do banku z czekiem przed 18-stą, to bank odmówił zapłaty i odnotował czek bez pokrycia. Obciążył konto karą i wpisał Cię do rejestru międzybankowego niesolidnych klientów. Spaprałaś sobie życiorys. Już nie będziesz mogła ubiegać się o kredyt. Twoja przyszła firma stanęła pod znakiem zapytania.
- Tato powiedz, że to nie prawda. Ona nie mogła zdążyć z tym czekiem. Kiedy będzie wiadomo, jak było.
- Jeśli bank obciąży konto wartością czeku w ciągu dziesięciu dni od daty jutrzejszej, bo taką wpisałaś datę wystawienia, to ci się upiekło.

W nocy przewracałam się z boku na bok, prawie nie spałam. Śniło mi się, że przychodzi po mnie policja i zakuwa w kajdany, takie z łańcuchami. W południe nie wytrzymałam. Wybrałam gotówkę z bankomatu i pojechałam do butiku. Z duszą na ramieniu otwarłam drzwi. Pani poznała mnie i zapytała:
- Chce pani zwrócić wczorajsze zakupy?
- Nie, nie. Bardzo mi się podobają. Przechodziłam obok i przy okazji chciałam zapytać, czy nie miała Pani kłopotu z czekiem, mam trudności z powtarzalnością podpisu - skłamałam. - Dzisiaj mogę zapłacić gotówką.
- Nie ma potrzeby. Byłam dzisiaj rano w biurze rozrachunkowym i zostawiłam czek. Oni realizują je wszystkie w ostatni dzień tygodnia. Na pewno wszystko będzie dobrze. Na wszelki wypadek proszę zostawić numer telefonu. Ale to miło z Pani strony, rzadko się zdarza, żeby młoda osoba była taka solidna i wiarygodna.

O rany, co za ironia losu. Kamień spadł mi z serca. Dobrze, że mam Tatę. Zaraz do niego zadzwoniłam. Ucieszył się, ale powiedział, że o szczegółach porozmawiamy wieczorem.
Po kolacji podjął temat.
- Wiem, że Ci się upiekło, ale z tego zdarzenia trzeba wyciągnąć wnioski. Było przestępstwo i próba oszustwa, było przyznanie się do winy. Teraz musi nastąpić nieuchronna kara. Masz tu prawo czekowe. Przeczytasz je powoli trzy razy. Wynotujesz wszystko, czego nie rozumiesz, a ja Ci to wytłumaczę.
Nic się nie odezwałam i nie robiłam głupich min. Spodziewałam się gorszej kary. Wszystko dobrze się skończyło, ale pozostał jeszcze jeden problem. Mam bluzkę, a pieniądze nie zeszły mi z konta. Jak to zaksięgować i kiedy?
- Tato, jak zaksięgować całe to niefortunne zdarzenie? - spytałam.
- Musisz założyć następne konto - Czeki. I założyć następną księgę główną - Papiery wartościowe i depozyty. Pozostaje jeszcze kwestia, kiedy księgować. Żeby to ustalić, trzeba wiedzieć, czym właściwie jest czek. Ma kilka cech, a każda wywołuje skutki prawne, na własnej skórze się o tym przekonałaś.
Jest papierem wartościowym, to znaczy, że wystawca zobowiązał bank do zapłacenia za czek określonej kwoty prawnemu posiadaczowi. Prawny posiadacz może wykonywać wszystkie prawa wynikające z tego dokumentu. Może żądać zapłaty lub indosować czek na inną osobę.
Wystawca musi mieć pokrycie w banku w chwili wręczenia czeku.
Czek może mieć datę wystawienia późniejszą od daty wręczenia.
Wystawca musi trzymać pokrycie na czek przez 10 dni od daty wystawienia.
Po 10 dniach od daty wystawienia bank odmówi zapłaty, choćby pokrycie nie zostało usunięte. Bank może wykupić czek w późniejszym terminie tylko za pisemną zgodą dłużnika.
Jest środkiem płatniczym pod warunkiem, że wierzyciel i dłużnik zgodzą się na taki rodzaj płatności, wtedy wręczenie go stanowi zapłatę.
Jest pieniądzem w określonej walucie.
- Jest pieniądzem? - zdziwiłam się. - Myślałam, że pieniądze to bilon i banknoty.
- To gotówka. Pieniądz to pojęcie szersze. Wytłumaczę Ci to przy następnej okazji. Musimy teraz ustalić, co to jest zapłata i kiedy nastąpiła. Musimy też ustalić tytuł księgowy, za jaki zapłaciłaś, od tego zależy sposób księgowania. Prześledźmy zdarzenie po kolei - zaproponował.
- Wystawiłaś czek. Co to znaczy?
- Wyemitowałam papier wartościowy na podstawie i pod rygorem prawa czekowego. Miałam do tego prawo.
- Dobrze. Czy mogłaś nim zapłacić za towar?
- Tak.
- Nie. Czek jest pieniądzem niebędącym gotówką. Więc nie jest prawnym środkiem płatniczym, tylko przy zapłacie gotówką nie potrzeba zgody stron.
- Rozumiem, dopiero jak pani w sklepie wyraziła zgodę na przyjęcie zapłaty czekiem, stał się wtedy środkiem płatniczym.
- Tak, wiesz już, czym zapłaciłaś. Ale z jakiego tytułu?
- Kupiłam bluzkę. Tytułem będzie zakup bluzki i z tego tytułu zaksięguję ją w koszty utrzymania.
- A gdyby bluzka była odblaskowa, taka jakie noszą policjanci?
- Zmieniłby się tytuł i zaksięgowałabym w koszty konta auto.
- Kiedy dokonał się akt zapłaty?
- W dniu obciążenia mojego konta przez bank kwotą za wykup czeku.
- Nie. Zapłata następuje z chwilą wręczenia środka płatniczego do rąk wierzyciela lub jego przedstawiciela.
- Przecież to logiczne - stuknęłam się w czoło. - Miałabym dwa zobowiązania z jednego tytułu. Zapłata za bluzkę i wykup czeku.
- Teraz rozumiesz już wszystko, co potrzebne Ci jest do zaksięgowania tego zdarzenia. Słucham, jak to zrobisz? - Tato spytał wyczekująco.
- W dniu wręczenia czeku zaksięguję tytuł - zakup bluzki. Utrzymanie (Wn), Czeki (Ma). W dniu obciążenia konta przez bank zaksięguję tytuł - wykup czeku. Bank (Ma), Czeki (Wn), konto Czeki mi się wyzeruje.
- Masz jeszcze jeden problem. Zapłata czekiem nie blokuje środków na koncie, tak jak dzieje się to przy płatności kartą bankomatową. Na koncie będziesz miała złudne pieniądze.
- W arkuszu muszę odjąć od salda konta Bank, saldo konta Czeki.
- Czyżby? A jak w twojej małej firmie przyjmiesz zapłatę czekami większą niż sama wystawiłaś?
- To znowu będę miała złudne pieniądze - przyznałam. - Już wiem, od konta Bank trzeba odjąć połówkę konta Czeki (Ma), czyli moje zobowiązania.
- Nareszcie koniec - westchną z ulgą Tata.

Ta przygoda z czekiem dużo mnie nauczyła, ale zasiała też następne wątpliwości. Czym właściwie są papiery wartościowe i jak powstały? Jaka jest różnica między pieniądzem a gotówką? Jak powstał dzisiejszy banknot? Kto i jakie papiery wartościowe może emitować? Zapytałam o to Tatę. Powiedział, że na dzisiaj już dość, wyjaśni mi to przy następnej okazji. Chyba nie miał na myśli następnej mojej wpadki. Na razie muszę ugruntować to, co już się nauczyłam.

Nadeszła Wigilia. Dla Taty jest to najważniejszy dzień w roku. Spędzamy go w większym gronie rodzinnym, z Babcią, Dziadkiem, Wujostwem i Kuzynami. Z rozpoczęciem kolacji czekamy aż pojawi się na niebie pierwsza gwiazdka. Pod obrusem Tato kładzie kopertę z wyciągiem z banku i jednym groszem. Jest też dodatkowy talerz dla zagubionego wędrowca. Nawet mój królik ma swoją miseczkę z ziarnem i siedzi z nami przy stole, bo to jest moja bliska osoba. Jest choinka, a pod nią mnóstwo prezentów. Na kolację jest dużo potraw. Najważniejszy jest żurek z grzybami i tłuczonymi ziemniakami, polany palonym masłem. Tato mówi, że gdybyśmy byli bardzo biedni i tylko starczyłoby na żurek, to Wigilia i tak będzie ważna. On jest najważniejszy i od niego zaczyna się cała Wigilia. Po kolacji Tato bierze dzwoneczek i dzwoni, a my rzucamy się na tą kolorową górę paczek z karteczkami. Oczywiście z najmłodszymi nie miałam szans, pomogłam tylko znaleźć ich prezenty. Potem porozdawałam paczki starszym. Pod choinką zostały tylko moje. Zwróciłam uwagę na małe czerwone pudełeczko. Po otwarciu okazało się, że jest to stara moneta oprawiona w srebro, w formie wisiorka. Moją uwagę przykuł napis po łacinie. Od razu domyśliłam się, co to za moneta.
- Tato, to jest tynf?
- Tak, niech Ci służy jako talizman i pomoże właściwie ocenić intencje osób w stosunku do Ciebie. Nie zawsze, jak pokazuje historia tej monety, nawet szczere intencje wyjdą Ci na dobre. Niech Cię broni przed podejmowaniem błędnych decyzji - życzył mi z uśmiechem.

Trzymałam mój prezent w dłoni, wpatrując się w niego. Coś w mojej głowie zaczęło się układać. Zrozumiałam, że Święta biorą się z bliskości osób, a nie z kartek kalendarza i wystroju w hipermarketach. Zaczęłam uświadamiać sobie, że mój Tato, który właśnie gdzieś wyszedł, Dziadek palący fajkę w drugim pokoju, Babcia zbierająca talerze po kolacji, koperta pod obrusem, mój pokój z łóżkiem i ciepłą kołderką - to moje bezpieczeństwo.
Spotkanie z bliskimi przy wigilijnym stole, zawsze te same potrawy, rozmowa o tych, których nie ma, a chciałabym, żeby byli - to tradycja.
Żurek, choinka, dzwoneczek i prezenty - to zwyczaj.
Wymuszanie na Tacie zakupu laptopa tylko dlatego, że inni go mają - to chciejstwo, a nie konieczność. Zrozumiałam, jakie znaczenie mają wypowiadane słowa - kocham Cię - przez mężczyznę, a jakie przez samca. Mężczyzna to ktoś, kto stwarza wokół siebie bezpieczeństwo dla innych i dodatkowo w małżeństwie robi dobrze to, co samiec. Mężczyzną może być kobieta, zwłaszcza jak zostaje sama z trójką dzieci. Tato to pierwszy mężczyzna w moim życiu. Nieważne, ile ktoś i jak mówi, nieraz w nieprzyjemny i brutalny sposób, ale to, co dla mnie jest gotów zrobić. Miłe słowa i kadzenie czasem mogą zamienić się w kłopoty.
Zacisnęłam w dłoni mój prezent. Chyba od razu zaczął działać. Od tego czasu zakładam go na wszystkie egzaminy.

Oczywiście zaraz pochwaliłam się wszystkim moim nowym nabytkiem. Podobał się, ale zewnętrznie, tylko Dziadek domyślił się jego znaczenia.
- Jak widzę dostałaś od Taty talizman przeciwko głupocie. Ładny numer wycięłaś z tym czekiem - powiedział z przekąsem.
Dziadziusiu - powiedziałam tonem usprawiedliwienia - wprawdzie nie wiedziałam, co czynię, ale intencje miałam szlachetne.
Dla podkreślenia moich szczerych intencji i uczciwości usiadłam mu na kolanach. Dziadek aż jęknął pod moim ciężarem. Nie byłam już małą dziewczynką.
- Widząc Cię w tej bluzce, całkowicie Cię usprawiedliwiam - Dziadek przytulił mnie i pocałował w czoło. - Musisz wiedzieć, że nie wszędzie tak jest.
- Jak to? To gdzie indziej mogłabym znowu narobić głupot?
- Na świecie są dwa systemy prawa czekowego i wekslowego - powiedział Dziadek poważnie. Konwencyjny - czyli nasz, i anglosaski. Dla przeciętnego obywatela niedużo się różnią. Największa różnica jest właśnie w czekach.
- Chwilę, chwilę, to znaczy, że w Anglii nie miałabym tej wpadki? - wyraźnie się ożywiłam.
- Nie - powiedział Dziadek, głęboko zastanawiając się. - Wprawdzie wystawiłaś czek bez pokrycia w chwili wręczenia, ale z pokryciem w dacie wystawienia.
- No to jak rozumiem - zastanowiłam się.czyli nic nie rozumiem. - Wytłumacz mi, czy w Anglii popełniłabym przestępstwo, czy nie.
- W Anglii nie popełniłabyś przestępstwa. Tam czek nie jest płatny w chwili wręczenia jak u nas. Płatny jest przez sześć miesięcy od daty wystawienia.
- Chyba zrozumiałam - powiedziałam dumna z siebie. - W Polsce muszę mieć pokrycie w chwili wręczenia czeku, plus dziesięć dni od daty wystawienia. W Anglii muszę mieć pokrycie od daty wystawienia czeku przez sześć miesięcy. Chyba że ktoś wcześniej zrealizuje czek.
-To który system jest lepszy? - zapytałam Dziadka.
- Ten, w którym funkcjonujemy, trzeba go znać i rozumieć, tu nie ma wyboru. Obowiązuje nas prawo miejsca pobytu. W przypadku czeku prawo kraju, w którym ma siedzibę bank.

Rozdział 31 (ostatni)

Wymiana poglądów. Wolny rynek.

Tato, szperając za czymś w swoich książkach, znalazł paragon z hipermarketu. Użył go kiedyś jako zakładki. To był paragon z wczesnego okresu mojej nauki prowadzenia domu, czyli kupowania bez sensu. Był długi i na pokaźną kwotę. Tato wręczył mi go, uśmiechając się:
- Popatrz, jaką przeszłaś metamorfozę. Dzisiaj już tak nie kupujesz.
Popatrzyłam na paragon i zastanawiałam się, jak to wszystko udawało mi się upchnąć w lodówce i szafkach. Najciekawsze były ceny, wychodziło na to, że dzisiaj są większe, ale w różnym stopniu.
- Tato, popatrz na ceny.
- Wiem, od tamtego czasu wzrosły. Ciekawe o ile? Mam pomysł, dawno nie byliśmy razem na zakupach, mam ochotę sprawdzić, czy inflacja jest taka, jak podają oficjalne statystyki.
- Co to jest inflacja? Bez przerwy o niej mówią w telewizji. Czy to jest wzrost cen? - zapytałam.
- Z dużym uproszczeniem można tak powiedzieć. Inflację w taki sposób odczuwa przeciętny obywatel. Jest to jeden ze wskaźników ekonomicznych, mówiących o tym, co się dzieje z gospodarką. Inflacja jest to procentowy przyrost cen w porównywalnych okresach w takim samym koszyku dóbr - wyjaśnił Tato.
- Co to jest ten koszyk dóbr? - spytałam ponownie.
- Możesz liczyć inflację w stosunku do jednego produktu, jakiejś ich grupy czy gałęzi przemysłu lub do całej gospodarki. Tę grupę nazywa się koszykiem.
- Już wiem, my obliczymy inflację w koszyku z hipermarketu, jeśli dodamy wszystkie ceny z tego paragonu. Stąd ten koszyk - odkryłam. - Jak dodam tylko żywność, to będę miała inflację na żywności.
- Zgadza się. Ważne, żeby koszyk był zawsze ten sam, bo inaczej dane nie będą porównywalne.
Bardzo mnie to zainteresowało. Ciekawa byłam, jak wzrosły ceny w moich grupach, takich jak podziały na moje konta. Jedzenie, utrzymanie, używki. Postanowiłam, że przepiszę paragon do arkusza kalkulacyjnego i będę mogła łatwo przez kodowanie komórek zrobić wyliczenia. Arkusz to genialny wynalazek, zdecydowanie lepszy od kalkulatora. Mieliśmy z Tatą fajną wycieczkę. Ja sprawdzałam ceny, a Tato znowu stał pół godziny na stoisku z aparatami fotograficznymi, wypróbowywał je i nie kupował. Najgorzej szło mi z ciuchami. Chciałam znaleźć takie same, a to było niemożliwe, po prostu moda się zmieniła. Zeszło mi więcej czasu niż Tacie przy aparatach, tak, że wreszcie do mnie dołączył.
- Tato, to jest niewykonalne - powiedziałam załamana. - Nie ma dzisiaj takich samych produktów.
- Bo starasz się znaleźć identyczne - powiedział Tato bez zdziwienia - znajdź porównywalne. Gospodarka funduszami w domu jest bardzo konkretna. Przy prowadzeniu firmy musisz już w jakiejś części posługiwać się danymi uśrednionymi. W gospodarce Państwa - tylko uśrednionymi. To olbrzymia trudność dla przeciętnego obywatela. Jeśli chcesz zrozumieć gospodarkę Państwa, a później gospodarkę światową, musisz zacząć myśleć rachunkiem prawdopodobieństwa, a nie konkretnymi danymi.
- W szkole miałam trochę zajęć z rachunku prawdopodobieństwa, ale powiem Ci szczerze, że mi to kompletnie nie leżało - przyznałam. - To sprzeczne z naturą. To jakaś fikcja.
- Jesteś w błędzie, cały świat oparty jest na tym rachunku. Czym większa ilość danych, tym bardziej to się sprawdza. Musisz inaczej myśleć o gospodarowaniu w domu, gdzie masz mało danych i są konkretne, a inaczej o gospodarce Państwa, gdzie jest lawina informacji i to uśrednionych. Można w początkowej fazie nauki porównywać gospodarstwo domowe do zarządzania firmą, nawet do gospodarki Państwa, trzeba jednak pamiętać, że to daleko idące uproszczenie.
- Dalej tego nie rozumiem - twierdziłam uparcie.
- Dam Ci przykład. Gram w Totolotka. Traktuję ten wydatek jako podatek od nadziei, dlatego wysyłam tylko jeden zakład, ale systematycznie. Tym sposobem daję też Panu Bogu szansę. Jakbym nie wysłał kuponu, nawet On nic by nie poradził. Prawdopodobieństwo wygranej jest bardzo małe, jeden do czternastu milionów. To tak jakbyś ułożyła ziarnka maku, jedno za drugim, na przestrzeni czternastu kilometrów i tylko jedno miała wybrać jako wygraną.
- To nigdy nie wygram - powiedziałam z głębokim przekonaniem, ale i nutką żalu.
- Nieprawda - zaprotestował Tato - bo ludzie wygrywają, prawdopodobieństwo jest małe, ale większe od zera. Dla Totolotka sytuacja jest inna. Jeśli ilość zakładów podzielą przez czternaście milionów, to w roku, z bardzo małym błędem, zgadza się ilość wygranych. Na tej podstawie mogą wyliczyć wielkość wygranej tak, by interes przynosił spory dochód. Z rachunku prawdopodobieństwa wynika też, że dane w podobnych okresach się powtarzają. Mając do dyspozycji dane z okresów poprzednich, możesz przez ich porównywanie przewidzieć globalne procesy zachodzące w gospodarce.
- Teraz rozumiem. O gospodarce Państwa nie mogę myśleć - ja, tylko - my wszyscy. To dlatego ludzie, którym się nie powiodło, twierdzą, że te dane ekonomiczne Państwa to fikcja.
Po powrocie do domu, policzyłam inflację na koszykach z moich kont. Wyszło więcej niż oficjalne dane. Tato powiedział, że to dlatego, bo koszyki mam za małe, a w nich same podstawowe produkty. One najszybciej drożeją, ponieważ najwięcej ludzi je kupuje.
- Z jakiej przyczyny powstaje inflacja? - zainteresowałam się.
- Inflacja bierze się z różnicy większej ilości pieniędzy na rynku niż produktów. Jeśli masz więcej pieniędzy, jesteś skłonna zapłacić za ten sam towar wyższą cenę. W ten sposób sama wywołujesz inflację - wyjaśnił Tato. - Jest jeszcze jeden problem. Inflacja nie rośnie równomiernie. Rośnie skokowo i to w sposób trudny do przewidzenia, dlatego tak trudno jest wcześniej podjąć jakieś środki zaradcze.
- Nie rozumiem dlaczego inflacja rośnie skokowo, mógłbyś mi to wytłumaczyć na jakimś przykładzie.
- Wiesz skąd biorą się trzęsienia ziemi? - zapytał Tato wyczekująco.
- Wiem. Dwie płyty tektoniczne nasuwają się na siebie. Nie mają równej powierzchni więc bez przerwy o siebie zahaczają i się zatrzymują. Naprężenia rosną aż do momentu zerwania tych nierówności. Wtedy cała energia uwalnia się w jednej chwili i płyty przesuwają się gwałtownie na znaczną odległość. To jest trzęsienie ziemi, tym większe im dłużej kumulowała się energia.
- Teraz już wiem skąd wzięła się u Ciebie ta szóstka z geografii. Z inflacją jest podobnie. Jedną płytą są koszty wytworzenia produktu, drugą ceny które hamuje rynek. Naprężeniami są marże uzyskiwane przez przedsiębiorstwa. Weźmy przykład gdzie konkurencja między przedsiębiorstwami nie pozwala na podnoszenie cen a koszty wciąż rosną ale stabilnie.
- Ta konkurencja to taka nierówność między płytami - domyśliłam się. Jeśli tak, to marże i rentowność przedsiębiorstw zaczną spadać. W rezultacie też podatki i inwestycje. Taki stan nie może trwać wiecznie, musi dojść do gwałtownego uwolnienia cen.
- W takiej sytuacji konkurencja między przedsiębiorstwami już nie działa - kontynuował Tato - bo wszyscy gwałtownie podnoszą ceny i to o wiele więcej niż wynikało by to z kosztów produkcji. Nierówność między płytami została ścięta.
- No to mamy gwałtowne trzęsienie ziemi w cenach, czyli skokową dużą inflację. Teraz już wiem dlaczego mówiłeś, że mała inflacja jest korzystna dla gospodarki. Stały nieduży wzrost cen pokrywa przyrost kosztów. Stabilizuje rynek i pozwala na planowanie inwestycji. Jaki impuls powoduje to trzęsienie ziemi, czyli gwałtowne uwolnienie cen? - zapytałam, bo nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Każdy powód jest dobry - Tato wzruszył ramionami. Np. podniesienie podatków o jeden procent powoduje inflację cztero procentową. Spekulacja na surowcach strategicznych, zwiększa inflację na produktach pierwszej potrzeby. Dochodzą do tego klęski żywiołowe i nieurodzaj w rolnictwie. Wiosna ludów w Afryce północnej. Nawet jakieś polityczne absurdalne plotki i gra o głosy wyborców.
- I znowu rozsądni i oszczędni zapłacą za spekulantów i wygłupy polityków.
- Pewno tak, ale znowu wszystko sprowadzasz do poszczególnych wydarzeń, tak jak dziennikarze. Tylko, że oni mają taki zawód. U nich liczą się emocje, które dają oglądalność. Ja próbuję Ci wytłumaczyć relacje w gospodarce państwa i w gospodarce światowej. W tym przypadku nie można się kierować emocjami. Lepiej zastanów się co powinno zrobić państwo, żeby inflacja była mała i stabilna.
Musiałam chwilę ochłonąć i przyjść do równowagi.
- Teraz rozumiem ten przykład z podwyżkami płac dawanymi przez Państwo w zamian za nic. Tłumaczyłeś mi to przy depozytach. Jest na rynku sam pieniądz, a nie ma produkcji. Rynek równoważy to wzrostem cen, czyli inflacją. Żeby inflacja nie rosła, trzeba na podwyżki ściągnąć więcej podatków? - zapytałam Tatę, czy mam rację.
- To nie jest dobre rozwiązanie - oświadczył. - Państwo zadziałałoby jak Janosik, zabrałoby tym, co jeszcze produkują i dało tym, co tego nie robią. W rezultacie produkcja stałaby się nieopłacalna. Część ludzi zaczęłaby ukrywać swoje dochody, czyli przeszłaby do szarej strefy, a reszta byłaby zagrożona bankructwem.
- Masz rację, to jest głupi pomysł - przyznałam. - To może obniżyć podatki, wtedy więcej pieniędzy pójdzie na inwestycje, produkcja wzrośnie i Państwo będzie miało tyle samo, a może więcej funduszy.
- To jest już rozsądniejsza propozycja, tylko że na początku wpływy zmaleją, a z inwestycji będą dopiero za jakiś czas.
- To jest ten ekonomiczny ogon - przypomniałam sobie. - To skąd Państwo ma wziąć na te podwyżki?
- Najlepiej by było, gdyby zaoszczędziło na swoich wydatkach, czyli wydatkach publicznych.
- Przy wyborach wszyscy o tym mówią, każda partia obiecuje reformę wydatków publicznych, a po wyborach dalej te wydatki im rosną.
- Bo to nie takie proste. Trzeba zdecydowania, wytrwałości i dużych umiejętności. Znowu wciągasz mnie w politykę - powiedział Tato zgryźliwie.
- Dobrze, już przestaję. To jeśli Państwo nie jest w stanie zaoszczędzić, to skąd ma wziąć te pieniądze na podwyżki za nic - dopytywałam się dalej.
- Zadłuża się u nas, powiększając dług publiczny. Emituje skarbowe papiery wartościowe, np. obligacje.
- Przecież obligacje kosztują, trzeba od nich płacić odsetki i kiedyś trzeba je wykupić. Skoro Państwo nic nie ma, to będzie te odsetki płacić z naszych podatków - zauważyłam.
- Tak. Z Twoich podatków, potem Twoich dzieci i wnuków. Znowu masz ekonomiczny ogon. Żeby dzisiaj załatać dziurę w budżecie, zadłuża się przyszłe pokolenia.
- No nie - ręce mi opadły. - To wystarczy dzisiaj wydać pieniądze bez sensu, a będą to jeszcze spłacać moje wnuki.
- Na to wychodzi - potwierdził Tato. - Jedyne, co możesz zrobić, to bardziej się zastanowić, na kogo zagłosujesz w następnych wyborach.
- Już to sobie postanowiłam. Nie piękne słówka i obiecywanie cudów. Wolę fachową, twardą rzeczywistość. Tego mi życzyłeś, jak dostałam od Ciebie amulet z tynfem - przypomniałam mu. Ale co z tą inflacją? Przecież wszyscy na niej tracą.
- Nie wszyscy, ale najbardziej rozsądni i oszczędni. Żeby przeciwdziałać temu zjawisku, Państwo w pierwszej kolejności podnosi cenę pieniądza, czyli stopy procentowe. Kredyty stają się droższe. Wtedy mniej ludzi je bierze i na rynku zmniejsza się ilość pieniądza. To większy koszt dla tych, którzy już kredyty wzięli. Spada wartość realna oszczędności. To swoisty ukryty podatek płacony za złe zarządzanie Państwem. Tym sposobem rozsądni i oszczędni płacą za rozrzutnych.
- Tato, Ty specjalnie grasz mi na nerwach. Sprowadzasz wszystko do absurdu, to Twoja ukochana metoda.
- Może masz rację - zgodził się - ale w skrajnościach jak w jaskrawym świetle lepiej wszystko widać. Jeśli Cię te problemy zainteresują, to kiedyś z czasem wyrobisz sobie własne zdanie.
- Właśnie próbuję to robić, ale mam za małą wiedzę. Zastanawiam się, jeśli podnoszenie stóp procentowych hamuje inflację, to dobrze, ale podnosi koszty. Tym sposobem maleje rentowność przedsiębiorstw i podatki. Państwo przez głupie wydawanie pieniędzy i nie oszczędzanie na swoich wydatkach powoduje inflację, pozbawiając obywateli oszczędności, a w konsekwencji własnych przychodów z podatków. Będzie musiało się dalej zadłużać na koszt przyszłych pokoleń.
- Jest jeszcze gorzej - powiedział poważnie Tato. - Dławienie inflacji powoduje koszty i zmniejszenie ilości wolnych środków płatniczych na rynku. To z kolei doprowadza do schłodzenia gospodarki, czyli jej spowolnienia. Zaczyna spadać produkcja. Takie zjawisko nazywamy recesją.
- To słowo jest często używane, ale dokładnie nie wiem, o co chodzi.
- Recesja jest trudniejsza do zdefiniowania, przeciętny obywatel nie odczuwa jej tak bezpośrednio jak inflację. Jest to zmniejszenie ilości podobnych operacji finansowych w porównywalnych jednostkach czasu. Recesja jest zjawiskiem groźniejszym niż inflacja i o wiele trudniejszym do zwalczenia. Mierzy się ją spadkiem tempa wzrostu gospodarczego. Jeśli wzrost gospodarczy w poszczególnych latach maleje, to mamy recesję.
- A konkretnie? - spytałam dociekliwie.
- Jeśli zaczniesz sprzedawać swoją książkę i w pierwszym roku sprzedasz więcej niż w następnym, to masz recesję u siebie w firmie.
- Rozumiem. Jeśli dalej sprzedaż będzie spadać, to będzie spadać rentowność i w konsekwencji, ze względu na koszty stałe, będę musiała zaprzestać działalności. Zamiast płacić podatki i dawać innym pracę, zarejestruję się jako bezrobotna.
- W wypadku jednej firmy, nie ma to znaczenia. Może ktoś po prostu pisze lepsze książki niż Ty. Jeśli jednak problem dotyczy całej gospodarki, to recesja rodzi poważne i długotrwałe kłopoty. Recesja jak zaraza przenosi się z jednego przedsiębiorstwa na drugie, potem na całe gałęzie, a w konsekwencji, jeśli się jej ostro nie przeciwdziała, obejmie całą gospodarkę.
- No to pięknie - westchnęłam. - Zaczyna się niewinnie. Państwo głupio wydaje pieniądze z podatków i nie oszczędza, wywołuje inflację, potem ją dławi, wywołując recesję.
- Teraz Ty popadłaś w skrajność. Recesję nie wywołuje tylko Państwo. Może to zrobić każda instytucja, która wypuści na rynek łatwe pieniądze. Skutek zależy od skali. Jeśli system bankowy udziela kredytów, np. hipotecznych, nieroztropnie, z fikcyjnymi lub za małymi zabezpieczeniami, to w pierwszej chwili wywoła gwałtowny rozwój budownictwa, ale w następstwie też inflację - uściślił Tato.
- Zaczynam rozumieć - zamyśliłam się. - Jeśli banki obniżą kryteria uzyskania kredytu, to coraz większa ilość nieroztropnych ludzi będzie przekonana, że są w stanie ponieść koszty zakupu mieszkań. Tym sposobem zwiększy się popyt na mieszkania i ceny zaczną gwałtownie rosnąć. No to za chwilę będzie inflacja. Jak Państwo zacznie ją dławić, podnosząc stopy procentowe, to banki zwiększą koszt kredytu. Część ludzi tego nie udźwignie i przestaną spłacać swoje zobowiązania. Skończy się to utratą tego, co kupili.
- Znowu popełniasz ten sam błąd, o którym mówiłem Ci przed chwilą - zwrócił mi uwagę Tato. - Nie myślisz rachunkiem prawdopodobieństwa, tylko konkretnym przykładem. W skali Państwa tylko nieliczny procent ludzi znajdzie się w takiej sytuacji. Poniosą konsekwencje braku umiejętności właściwego planowania. W większej skali wzrost ceny kredytów spowoduje zmniejszenie zakupu nowych mieszkań. I mamy recesję. Ceny zaczną spadać, więc nawet ci, których stać na kredyt, wstrzymają się z zakupem i sytuacja jeszcze się pogorszy.
- A co z bankami, które wywołały to wszystko - zapytałam, podejrzewając, że znowu ktoś musi za to zapłacić.
- To znowu zależy od skali zjawiska. Jeśli któryś bank naprawdę przesoli, to niespłacone kredyty będzie musiał wpisać w stratę. Utraci płynność finansową, a to w wypadku banku prawie zawsze kończy się upadłością. Państwo znowu będzie musiało reagować, żeby nie dopuścić do utraty lokat ludności, udzieli bankom pożyczek w olbrzymich kwotach i to nisko oprocentowanych.
- A jednak miałam rację. I znowu rozsądni i oszczędni płacą za rozrzutnych - powiedziałam, kiwając głową.
- Wszystko upraszczasz, zacznij wreszcie myśleć globalnie - znów upomniał mnie Tato. - Państwo to nie gospodarstwo domowe. Teraz, żeby zwalczyć recesję i pobudzić gospodarkę, trzeba obniżać stopy procentowe.
- I za jakiś czas znowu inflacja itd. Wiesz to mi przypomina taką huśtawkę dla dzieci. Jak jedno jest na dole, to drugie na górze. Najlepiej by było, żeby ta huśtawka zawsze była w równowadze - zauważyłam.
- Masz rację, dla gospodarki najważniejsza jest stabilizacja. Zmiany muszą być wprowadzane z dużym wyprzedzeniem i powoli. Wtedy rynek zdąży się przystosować. Mała inflacja jest korzystna dla gospodarki, zwłaszcza jak utrzymuje się na stałym poziomie. Taka huśtawka nie jest tylko między inflacją i recesją, to byłoby zbyt proste. Jak zaczyna się recesja, to kłopoty się mnożą. Państwo, ratując system finansowy, wpompowuje w niego, w formie uprzywilejowanych pożyczek, olbrzymie kwoty. Do tego dodaje się niepewność lokat i inwestycji. Cena waluty tego Państwa zaczyna gwałtownie spadać. Import staje się drogi, a eksport tanieje i staje się konkurencyjny. Eksport pobudza gospodarkę, bo więcej się produkuje, niż zużywa na rynku wewnętrznym. Recesja zaczyna spadać.
- Chwilę, chwilę - powiedziałam już zorientowana w zasadach tej zabawy - przecież w drugim Państwie, związanym z gospodarką tego pierwszego, sytuacja będzie dokładnie odwrotna. Eksport straci rentowność, a import zatrzyma część produkcji. Tym sposobem, recesja z jednego Państwa przepełznie do innego.
- To są uroki globalizacji. Żadne Państwo dzisiaj nie jest samowystarczalne i nie może odciąć się od gospodarki światowej.
- To już nie można mieć spokoju we własnym domu? - chwyciłam się za głowę. - Jak w jednym Państwie narobią głupot, to w innym ludzie będą za to płacić.
- Nie za wszystko, ale trochę tak - Tato zgodził się ze mną połowicznie. - To zależy od tego, jak mocne jest powiązanie gospodarek tych Państw - wyjaśnił.
- I znowu rozsądni płacą za rozrzutnych.
- Tak, ale korzyści ze współpracy międzynarodowej są większe niż koszty.
Zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Skoro najlepsza jest stabilizacja, to co bez przerwy destabilizuje gospodarkę? Problem był na tyle zajmujący, że postanowiłam pomęczyć jeszcze trochę Tatę:
- Tato, komu zależy na tym, żeby tak mieszać?
- Nikomu. Całe to zamieszanie powoduje przepływ kapitału. Pieniądze muszą przepływać w miejsca, w których najwięcej zarobią. Pamiętasz przypowieść ze św. Mateusza. Pieniędzy nie da się zakopać czy włożyć do skarpety. Będą przynosić stratę. Jeśli kapitał odpływa z jakiegoś sektora gospodarki i przepływa do innego, gdzie zyski są większe, to w pierwszym wywoła recesję, a w drugim rozwój. Wszystko zależy od szybkości tego przepływu. Jeśli jest stabilny, to przestarzałe działy gospodarki powoli zanikają, a rozwijają się nowoczesne.
- Przecież to jest pozytywne zjawisko - powiedziałam, robiąc zdziwioną minę.
- Tak, ale jeśli przepływ następuje szybko, to gospodarka nie zdąży zlikwidować starej produkcji i firmy w niej zaczną upadać, a w nowych dziedzinach ceny rosną lawinowo i firmy z tego sektora mają mocno zawyżoną wartość. Nie ma też czasu na przekwalifikowanie pracowników i bezrobocie rośnie.
- Czyli, jeśli kapitał przepływa stabilnie, to jest dwa razy dobrze, jeśli gwałtownie, to dwa razy źle. To jest podwójna zasada - dokonałam odkrycia. - I jeszcze huśtawka między sektorami gospodarki na dokładkę. Czy Państwo ma na to wszystko jakiś wpływ?
- Tak i to duży. Chodzi o zachowanie równowagi między kapitałem inwestycyjnym a spekulacyjnym.
- Musisz mi to wytłumaczyć na jakimś przykładzie, bo nie wiem, o co chodzi - poprosiłam.
Dobrze - powiedział Tato z namysłem. - Wszyscy odkładamy na emerytury, Ty też niedługo zaczniesz. Te pieniądze wpływają do Funduszy Emerytalnych. Część naszych pieniędzy przeznaczyliśmy na zakup jednostek Funduszy Inwestycyjnych. Robi tak spora ilość ludzi. Pieniądze w funduszach się kumulują, ale nie mogą tam leżeć.
- Wiem - przerwałam Tacie - fundusze mają koszty i jeśli tych pieniędzy szybko się nie zainwestuje, to powstaną straty.
- Masz rację. Weźmy najprostszy przykład, fundusz akcyjny. Jeśli Państwo stworzy takie warunki, że dużo firm wejdzie na giełdę, to fundusz zakupi ich akcje z emisji pierwotnej. Pieniądze za akcje dostanie firma i przeznaczy je na zakup nowych maszyn, budynków i na zwiększenie eksportu.
- Dalej to już proste - wtrąciłam. - Wzrośnie zatrudnienie i podatki. Wzrośnie też wartość przedsiębiorstwa i jego zysk. Fundusz dostanie pieniądze z zysku jako dywidendę i będzie mógł je dalej inwestować. No to kapitał został uziemiony i nie będzie rozrabiał, tylko uczciwie pracował.
- Jeśli tak to rozumiesz - Tato zaczął się śmiać - to dobrze.
- A co się stanie, jak Państwo uzna, że takimi sprawami nie będzie się zajmować, bo ma ważniejsze rzeczy na głowie?
- To zaczną się kłopoty - stwierdził Tato. Na giełdzie zabraknie firm do kupienia. Fundusz zacznie skupować akcje od poprzednich właścicieli, podbijając ich cenę. Stosunek ceny akcji do zysku przedsiębiorstwa zacznie rosnąć. Fundusz wywoła hossę na giełdzie. Inni też zaczną kupować, podbijając jeszcze cenę bardziej.
- No to ja już wiem, jak się to skończy - stwierdziłam przewidująco. - W pewnym momencie fundusz uzna, że cena tych akcji jest już mocno przesadzona i zacznie pomału wycofywać się z interesu, sprzedając akcje. Potem ktoś wywoła panikę i bańka spekulacyjna pęknie, ale już będzie za późno. I na giełdzie mamy bessę, a drobni inwestorzy obudzą się z ręką w nocniku.
- Nie wszyscy, tylko ci niezorientowani - uściślił mój proroczy wywód Tato. - Część ludzi inwestuje na giełdzie z czystej chciwości i w owczym pędzie. Nie starają się nawet zrozumieć, jakimi zasadami rządzi się ta instytucja. Potem za to płacą.
- Domyślałam się tego. Ale co z funduszem? Przecież znowu jest w punkcie wyjścia i ma więcej kapitału niż na początku.
- Pewno przeniesie się na inną giełdę i zacznie kupować na przykład złoto, żywność albo ropę, podbijając ich cenę - powiedział Tato obojętnie. - Bardzo łatwo się przenosi, taką ma właściwość. Takie cykle powtarzają się w różnych działach gospodarki co kilka lat. Kapitał niezainwestowany, czy jak Ty go określasz - nieuziemiony, nazywa się kapitałem spekulacyjnym. Jeśli jest go nadmiar, będzie sprawiał kłopoty gospodarce, i to nie w jednym kraju. Jeśli natomiast pozostaje w równowadze z kapitałem zainwestowanym, to ma pozytywne działanie jak mała inflacja. To tak jak w organizmie zły i dobry cholesterol. Jak są w równowadze, wszystko jest w porządku. Jeśli natomiast zły weźmie górę, to w niedalekiej przyszłości należy spodziewać się zawału. Trzeba wcześniej profilaktycznie brać lekarstwa. Wszystkie są truciznami, ale w małych, rozsądnie podawanych dawkach leczą, przywracając zdrowie.
- Jeśli kapitał spekulacyjny jest taki zły dla organizmu Państwa, to czy jest jakiś sposób by ograniczyć jego działanie?
- Jest, ale czy któryś Rząd zdecyduje się na takie posunięcia, mam wątpliwości. Trzeba by odwrócić do góry nogami, tabelę opłat i podatków od operacji finansowych na giełdzie.
- No tego to już kompletnie nie rozumiem - powiedziałam z mętlikiem w głowie.
- Od małych operacji nie powinno być opłaty, w miarę wzrostu kwoty, opłaty powinny rosnąć. Na surowcach strategicznych, takich jak ropa, powinny sięgnąć dziesiątków procent.
Handlujący wyłącznie dla spekulacji a nie po to by dostarczać surowce powinni za to zapłacić odpowiednią cenę.
- No teraz to do mnie dotarło. Jeśli duży kapitał zacznie spekulować, to Państwo będzie miało duży zysk, a mały będzie mógł swobodnie przepływać, wspomagając działalność małych firm. Już wiem, że to one najszybciej reagują na zmiany i dają największe zatrudnienie.
Zaczęłam się zastanawiać, jaka właściwie jest różnica między kapitałem spekulacyjnym a inwestycyjnym. Jakoś to do mnie nie docierało.
- Tato. Dlaczego jeden kapitał jest dobry a drugi zły, a jednak muszą razem istnieć. Czym właściwie się różnią? - spytałam.
- Tak naprawdę to jest jeden, to te same pieniądze przybierające w różnym czasie inną postać. Jeśli kapitał jest zainwestowany, to daje ludziom pracę, zmniejsza bezrobocie i w konsekwencji zwiększa konsumpcję, wywołując wzrost gospodarczy. Jeśli wyciągany jest z gospodarki celem spekulacji, działa odwrotnie. Wzbogaca tylko wąską grupę ludzi.
- Teraz rozumiem. Kapitał inwestycyjny służy wszystkim a spekulacyjny tylko nielicznym.
- W uproszczeniu można tak powiedzieć, ale spekulacyjny też musi być, bo inaczej inwestycyjny nie mógłby przepływać między sektorami gospodarki.
- Czyli cały problem tkwi w równowadze między kapitałami i stabilnym ich przepływie - stwierdziłam. - Wiesz, nie jestem orłem, ale wszystko rozumiem. Przecież to jest proste jak konstrukcja cepa. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że jakimś ludziom specjalnie na tym zależało, żeby to wszystko skomplikować i zaciemnić przez tworzenie coraz to nowych i coraz bardziej złożonych produktów finansowych, które rozumieli tylko ich twórcy. Ich klienci omamieni perspektywą ponadnaturalnych zysków tylko na zasadzie zaufania powierzali im olbrzymie pieniądze. Do tej układanki jednak czegoś mi brakuje, te pieniądze trzeba było jakoś przejąć.
- Wystarczyło grać na dwie strony - powiedział Tato jakby znudzony.
- Przecież to jest nieuczciwe i sprzeczne z etyką bankiera - wyraziłam swoje oburzenie.
- Opowiem Ci pewne zdarzenie z mojego życia - Tato podrapał się w głowę. - Miałem kontrolę w przedsiębiorstwie. Prowadził ją jakiś młody arogancki facet. Chyba zachowaniem nadrabiał brak doświadczenia. Zapytał mnie wprost, licząc na zaskoczenie: "Niech się pan przyzna, bierze pan łapówki?". Po zastanowieniu się, odpowiedziałem mu, że tak. "W takim razie proszę podać, ile i od kogo pan przyjął pieniędzy" - powiedział z dumą zwycięzcy. Nic nie wziąłem, bo za mało dawali.
Wszystko dla mnie stało się jasne. Etyka i uczciwość też mają swoją cenę. Oczywiście nie dotyczy to mojego Taty.
- To kto odpowiada za ten kryzys? - zapytałam, rozkładając ręce.
- Najbardziej Państwo i brak tworzonych przez nie regulacji. Te luki w prawie wykorzystują nieuczciwi ludzie. Wolność ekonomiczna nie oznacza, że wszystko można. Demokracja to dobro większości, a nie jednostek.
- Jeśli tak rozumieć demokrację - dotarło do mnie - to np. płacenie podatków jest obywatelskim obowiązkiem i dzieleniem się z biedniejszymi, a nie, jak wcześniej myślałam, okradaniem mnie przez Państwo. Ale jeśli jacyś ludzie przez zaniechanie, głupotę, marnotrawią te pieniądze lub co gorsza próbują je ukraść, to są zwykłymi kanaliami. Zmieniłam zdanie i wcale się tego nie wstydzę. Uczyłeś mnie - powiedziałam do Taty - że tylko krowa nie zmienia poglądów, ludzie inteligentni - tak, jeśli dojdą do wniosku, że nie mają racji.
- To bardzo radykalna zmiana - powiedział Tato, szeroko otwierając oczy. - Zawsze odwodziłem Cię od mieszania biznesu z patriotyzmem. Ale teraz tego nie zrobię. Po prostu masz rację. Myślę, że z wiekiem Ci to minie.
- Nigdy. Jeszcze mnie nie znasz - stwierdziłam z głębokim przekonaniem.
- Wiesz, kiedyś byłem taki jak Ty. Dzisiaj czuję się trochę winny, że zdradziłem swoje ideały z młodości - powiedział Tato ze smutkiem. - Jak się ma na utrzymaniu rodzinę.. Na honor mogą pozwolić sobie tylko bogaci ludzie, biednych na to nie stać, ale powinni być uczciwi.
Dotarło do mnie, że mogę mieć swoje poglądy i zgodnie z nimi żyć w komforcie, tylko dzięki wyrzeczeniom i ciężkiej pracy mojego Taty, Dziadka i Babci. Wzięłam Tatę za ręce i mocno ścisnęłam.
- Tato. Kocham Cię - powiedziałam mu to pierwszy raz w życiu z pełną świadomością co te słowa znaczą.
Tato zaniemówił. Takiego wyznania chyba się nie spodziewał i to jeszcze w trakcie rozmowy o finansach. Przytulił mnie do siebie i pocałował w głowę. Żeby przerwać panującą ciszę podjęłam ponownie rozmowę.

- Jaki Państwo ma na to wszystko wpływ? - zapytałam?
- Olbrzymi, jest największym graczem na rynku. Może ustalać i zmieniać regulamin tej gry, wydając kolejne ustawy. Może kierować przepływem produkcji, ustalając cła i akcyzę. Może przyciągać kapitał inwestycyjny, upraszczając przepisy i stosując ulgi. Najważniejszym narzędziem walki z recesją jest swobodny przepływ kapitału inwestycyjnego. Nie można jednakowo traktować dużego i małego kapitału. Wbrew pozorom, małego jest bardzo dużo, tylko jest rozproszony. Powinno się zwolnić pożyczki prywatne z wszelkich opłat i kontroli. Część ludzi nawet nie wie, że z tego powodu popada w konflikt z prawem. Należy ułatwić i upowszechnić obrót wekslowy. Emisja weksli niszczy recesję, nie powodując inflacji, w przeciwieństwie do emisji gotówki. Państwo powinno promować eksport i turystykę. Turystyka to taki eksport wewnętrzny, kupujący przyjeżdża do nas, a nie towar do niego. Daje to wzrost sprzedaży usług, które nie mogą być w inny sposób wyeksportowane. W kraju rozwój turystyki powoduje przepływ kapitału inwestycyjnego z mocnych do słabszych ekonomicznie regionów. Żywność należy traktować jak broń strategiczną, nie można przy jej produkcji stosować w pełni zasad wolnego rynku. To tylko skromny wachlarz możliwości. Mimo tak dużej siły Państwo powinno stać z boku i zachowywać się jak Anioł Stróż. Powinno obserwować rynek i z dużym wyprzedzeniem dokonywać na nim minimalnych korekt, żeby nie dopuścić do zachwiania. Rynek w stanie równowagi sam będzie się regulował. Dlatego mówimy o wolnym rynku.
- To poczym Państwo ma poznać, że recesja nadchodzi, żeby dokonać szybko małe korekty.
- Recesja niszczy najpierw działy gospodarki, z których przedsiębiorcy mogą łatwo zrezygnować.
- To będą to pewno dobra luksusowe - stwierdziłam.
- Nie. Chodzi o przedsiębiorców, a nie o ludzi bogatych. To nie to samo. Państwo powinno stworzyć listę takich działów, które pierwsze reagują na recesję.
- To byłyby takie czujniki wczesnego ostrzegania na zachowanie się gospodarki. Taka lista powinna być publiczna, tak by obywatele mogli się wcześniej przygotować. Jakie to działy - zapytałam z dużą ciekawością?
- Jest ich sporo. Trzeba by wybrać najbardziej czułe w poszczególnych działach gospodarki.
- No ale konkretnie jakie?
- Podam Ci przykład, który mnie dotyczy a Ty brałaś w nim udział. To są szkolenia i wykłady.
Odkąd umiałam obsługiwać komputer i w miarę sensownie pisać, Tato brał mnie ze sobą na egzaminy i szkolenia. Wpisywałam do indeksów i na listy zbiorcze oceny, Tato je podpisywał, a na szkoleniach i wykładach przewijałam prezentację. Byłam z tego bardzo dumna no i dostawałam spory udział w zyskach. Było jeszcze coś o czym Tato nie wiedział. Przystojni studenci, zwłaszcza ci nie przygotowani do egzaminu, na wyścigi zabiegali o moje względy - to było bardzo przyjemne. Mam jednak czyste sumienie. Nigdy nie dopuściłam się korupcji.
- Co zauważyłaś tuż przed kryzysem? - powiedział Tato wyczekująco.
- Zaczęłam się zastanawiać. Na szkoleniach zniknęły obiady, kawa i ciasteczka. Zostały paluszki i woda mineralna. Szkolenia zamiast dwudniowe z hotelem, były jednodniowe. To jasne - dokonałam odkrycia, tym czujnikiem był catering. To dlaczego Państwo nie stworzy takiej listy - zapytałam.
- Nikt, zwłaszcza politycy, nie chcą się przyznać, że gospodarka zaraziła się wstydliwą chorobą, czyli recesją. Straciliby głosy i poparcie w sondażach.
- No tak. Będą to ukrywać, do czasu jak trzeba będzie chore części amputować - stwierdziłam zamyślona. - Powiedz mi więc Tato jak doszło do tego kryzysu, w którym ludzie tracą domy, pracę i jeszcze zostają z długami.
- Jak chcesz, żeby ci to wytłumaczyć? W naukowy sposób czy metodą sprowadzania do absurdu?
Zaczęłam się zastanawiać. Jak metodą naukową, to pewno nic z tego nie będę rozumiała, a jak tą drugą, to istnieje ryzyko, że Tato znowu będzie miał rację. Miał wyczekującą minę. Wiedziałam, że mogę przegrać, ale ciekawość wzięła górę. Popatrzyłam na niego z twarzą pokerzysty.
- Twoją - zagrałam zdecydowanie.
- Dobrze - powiedział jakby rozdawał karty, patrząc mi prosto w oczy. - Weźmy bank, najlepiej bardzo duży. Bank zbiera depozyty od ludności płacąc im za lokaty tyle, że ledwo to pokrywa inflację. To działalność depozytowo-detaliczna bankowości. Następnie te środki bank przerzuca do drugiego swojego działu - bankowości inwestycyjnej. Tam Yuppie, nienagannie, modnie ubrani, inwestują je w bardzo ryzykowne instrumenty finansowe, takie jak fundusze hedgingowe, opcje walutowe i indeksowe, rynek walutowy forex lewarowany setki razy itd. Zarabiają krocie dla swoich zleceniodawców. Za to otrzymują sowite wypłaty plus jeszcze większe bonusy.
- Nie widzę w tym nic dziwnego. Jeśli posiadają dużą wiedzę, niesamowite umiejętności i doświadczenie - zauważyłam.
- Obawiam się, że to przekonanie bierze się z oglądania tych twoich seriali, gdzie 23-letni przystojny facet, żeni się nie z tą dziewczyną, której zrobił dziecko, a tak przy okazji jest prezesem dużego koncernu naftowego.
- Znowu zaczynasz! Miałeś mi wytłumaczyć ten kryzys, a nie opowiadać seriale.
- Nie ma sprawy, wracam do tematu. W pewnym momencie okazało się, że ci piękni, przystojni faceci, obiekty Twoich westchnień, kompletnie się pomylili.
- Co w tym dziwnego - próbowałam bronić moich przekonań. - Mamy wolny rynek, każdy ryzykuje swoje pieniądze, jak chce.
- No nie tak całkiem swoje. - powiedział Tato wyczekująco, ironicznie marszcząc wargi.
- Oż ku..! - wyrwało mi się kompletnie bez kontroli. Poczułam się tak, jakby kowadło spadło mi na głowę. Przecież takie działanie wysysa z gospodarki olbrzymie środki finansowe, hamując jej rozwój i powodując recesję.
- Moja krew - powiedział Tato, śmiejąc się do rozpuku.
- Przecież to były pieniądze tych prostych ludzi, nie ich!! Może były to oszczędności całego czyjegoś życia, a najgorsze, że były użyte w niecnym celu - co wydawało mi się najważniejsze.
Tato rozsiadł się w fotelu jak jakiś pasza.
- Czy mogłabyś nalać mi kieliszek koniaku? - Spytał ironicznie.
Spełniłam jego życzenie, rozlewając część trunku drżącą ręką. Tato siedząc w fotelu, delektował się każdym łykiem. Moje myśli nabrały błyskawicznego tempa.
- Przecież ci faceci niczego nie ryzykowali. Dopóki im wychodziło, brali niebotyczne wypłaty i bonusy, brylowali jak jakieś gwiazdy. Jak się pomylili, to Państwo, czyli my, musiało szybko zagwarantować wkłady ludności, powstrzymując panikę, żeby banki depozytowe nie upadły.
- Masz rację, ale to było za mało. System finansowy się załamał. Banki straciły do siebie zaufanie i przestały pożyczać sobie pieniądze. To najgorsze co mogło się stać. Przepływ kapitału został zahamowany. To jest kwintesencją tego kryzysu - powiedział Tato kończąc wywód.
- Przepływ, przepływ.., zaraz, niech się zastanowię. Tłumaczyłeś mi to w stosunku do małego rozproszonego kapitału. Ale to było przy stabilnej gospodarce.
- To najważniejszy parametr finansów. Tym Twoim ulubieńcom udało się coś więcej, wznieśli się na prawdziwe wyżyny absurdu. Rozregulowali całą Światową gospodarkę.
- Chyba już rozumiem. Skoro banki nie mogły współpracować ze sobą, a gospodarka bez kredytów nie może funkcjonować, to naturalne, że każdy bank musiał dostać od rządu niebotyczne, wręcz niewyobrażalne środki, żeby gospodarka nie upadła.
- No i okazało się, że stary Keynes miał rację, a liberałowie musieli schować się pod stół i odszczekać swoje poglądy. Niebezpieczeństwo polega na tym, że w miarę wychodzenia z kryzysu, tym osobnikom marzy się powrót do starych zasad. Chyba niczego się nie nauczyli.
- To akurat mnie nie dziwi. Jeśli okazuje się, że muszę zmienić poglądy o których słuszności byłam przekonana od wieków, a przy okazji tracę duże pieniądze, to naturalne że będę protestować.
- Tylko, że całkiem inaczej wygląda to z punktu widzenia tych, którzy mają za to zapłacić.

Nagle obiekty mojego podziwu i uznania okazały się zwykłymi, nieodpowiedzialnymi, nazwijmy to oględnie - młodymi ludźmi. Teraz zrozumiałam, dlaczego tak ostro protestowali, jak rządy największych gospodarek świata chciały różnymi metodami ukrócić podobne praktyki. Całym sercem je popieram, trzymam za nie kciuki, żeby się udało.
- Czyli za cały ten kryzys, który skupił się w konsekwencji na prostych ludziach, odpowiedzialny jest duży kapitał spekulacyjny i kredyty hipoteczne, dawane bez sensu - podsumowałam.
- Teraz to Ty uprościłaś wszystko i sprowadziłaś do absurdu. Czy winni są tylko ci, którzy spekulowali i dawali bez sensu?
- Masz rację - powiedziałam po głębokim namyśle. - Ci co brali kredyty i dali się nabrać na lep fikcyjnego dobrobytu, przeceniając własne możliwości finansowe - też. Powinni przeczytać tę książkę. To taka szczepionka przeciwko głupocie.
- Przy Twojej wiedzy wyciągnęłaś uproszczone, ale logiczne wnioski. Nie wymieniłaś jednak najbardziej winnego. Nazwijmy go - regulatorem. Tato popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- No to zabiłeś mi klina - zastanawiałam się, kto to może być. Nagle przyszło olśnienie. To Państwo, które nie zareagowało na symptomy recesji i nie zmieniło reguł gry.
- Gospodarka jest globalna, więc powinnaś użyć liczby mnogiej.
- No tak. To politycy, którzy spotykają się co jakiś czas w renomowanym kurorcie i debatują nad tym jak naprawić to, do czego doprowadzili wcześniej przez zaniechanie, przy okazji obżerając się kawiorem.
- Jesteś w błędzie - stwierdził Tato poważnie.
- Jak to? - spytałam zdziwiona.
- Ze względu na kryzys kawior wypadł z menu. Co do reszty - masz rację.
- Przy Tobie za chwilę dostanę zawału serca.
- Nie masz szans, to przywilej facetów w moim wieku. Mam dla Ciebie dobrą radę. Zgodnie z teorią Darwina, przeżywają te jednostki, które przystosowują się do zmieniających się warunków środowiska. Te, które tego nie potrafią lub nie zdążą, wymierają. Masz maleńką firmę. Jesteś robaczkiem w świecie drapieżnych dinozaurów. W sytuacji, gdy kryzys rujnuje gigantów jak spadająca asteroida, Ty możesz się ukryć w jakiejś szczelince i doczekać lepszych warunków, w międzyczasie zdobywając doświadczenie i gromadząc okruszki.
- Wiesz, ja już to rozumiem. Nie jestem w stanie jednak pojąć, dlaczego nie rozumieją tego politycy? Przecież te maleńkie firmy dają największy przyrost PKB, najszybciej się przystosowują do zmieniających się warunków, stwarzają największy popyt na konsumpcję i dają największy przyrost miejsc pracy. Ty nazywasz je klasą średnią. To państwo, które stworzy im dobre warunki rozwoju i w maksymalnym stopniu zalegalizuje szarą strefę, upraszczając przepisy, osiągnie niebywały sukces.
- We wszystkim masz rację. Tylko że te małe firmy mają jedną wadę. Nie są w stanie dawać sowitych łapówek i stosować nepotyzmu. Są więc nieatrakcyjne dla polityków. Miej swoje poglądy polityczne i stosuj je przy wyborach, ale przy prowadzeniu firmy kieruj się rozsądkiem i własnymi możliwościami.
- To jakie powinno być Państwo? - zapytałam na koniec.
- Przede wszystkim powinno być przyjazne dla swoich obywateli, a nie terroryzować ich urzędem skarbowym i to z powodu powszechnego braku zrozumienia ustaw, zawierających po kilkadziesiąt tysięcy słów, do których przyswojenia najpierw trzebaby zrobić doktorat z ekonomii. Przestępców i oszustów powinno bez litości ścigać i okrutnie karać. Składkę zdrowotną powinien płacić każdy, bezrobotni też, bo służba zdrowia kosztuje. Jeśli nie mają, powinni zwrócić się o jej zapłacenie do pomocy społecznej. Wtedy odsieje się kombinatorów od rzeczywiście potrzebujących, którym będzie można bardziej pomóc. Przestańmy wreszcie wstydzić się, że jesteśmy biedni, jeśli tak rzeczywiście jest. Każdy, kto chce zarabiać jakieś małe pieniądze na własne potrzeby, powinien tylko poinformować o tym urząd skarbowy. Podatek VAT powinien zacząć płacić dopiero po osiągnięciu określonych, sporych obrotów lub, jeżeli sam się wcześniej zdeklaruje. Do płacenia podatku dochodowego powinna być ustalona jakaś duża kwota wolna. Jeśli ktoś przekroczy te granice wtedy będzie już na tyle silny finansowo, żeby dzielić się z innymi, płacąc podatki. W jednym momencie zniknęłaby szara strefa, wszyscy działaliby legalnie, oczywiście z wyjątkiem przestępców. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi jest uczciwych i będą przestrzegać przepisów, jeśli będą je rozumieć. Państwo ze swoim olbrzymim aparatem ścigania powinno skoncentrować się na tym pozostałym jednym procencie oszustów i złodziei, wymierzając im surowe kary. Państwo nie powinno zmuszać, zwłaszcza młodych ludzi, do odkładania na emeryturę, skoro niczego się jeszcze nie dorobili. Jeśli rozwiną swoją działalność i osiągną określone obroty lub zatrudnią innych, wtedy tak. Na pewno szybko nadgonią zaległości.
- Tato, czy ja dobrze rozumiem. Jeśli bym mogła wydać moją książkę bez zakładania firmy, tylko za wiedzą urzędu, to jeżeli choć trochę zarobię, i tak Państwo będzie coś z tego miało. Te skromne pieniądze zainwestuję w następne większe wydanie. No może kupię sobie jakiegoś modnego ciucha, ale wtedy Państwo od wszystkich moich zakupów dostanie VAT, bo nie będę mogła go odliczyć. Jak zdobędę już sławę i nakład będzie olbrzymi, to założę firmę, zatrudnię pracowników i zacznę płacić podatki. Będzie mnie też stać odkładać na emeryturę. Mam też jeszcze inne wyjście. Czytałam, że coraz więcej ludzi tak robi. Jesteśmy w Europie, mogę założyć moją małą firmę w innym kraju, gdzie przepisy są proste, a Państwo przyjazne. Ile można czekać na cud, który coś u nas zmieni. Jak tak dalej pójdzie, to oprócz ludzi zaczną też emigrować małe firmy. Teraz przy tych głupich przepisach, jak noga mi się powinie, to zostanę z długami, a Państwo już nigdy nic ode mnie nie dostanie.
- Dobrze to rozumiesz. Szkoda, że tylko Ty - powiedział Tata smutnym głosem.
- A co z VAT-em. Ja bym chciała, żeby były tylko dwie stawki - zero i podstawowa. Zerowa byłaby na eksport i jako pomoc dla najbiedniejszych na podstawowe produkty. Jak Państwo chce pomagać, to niech to robi konkretnie, a nie ulgami, których ci najbiedniejsi nie mają od czego odliczyć. Stawkę podstawową trzeba by było tak obliczyć, a później dostosować, żeby przy ruchu cen w górę i w dół, koszty gospodarstw nie wzrosły.
- To śmiały pomysł - powiedział Tata z uznaniem. - Tylko, co wtedy będą interpretować urzędnicy.
- Nie mogą bez przerwy upraszczać przepisy ci sami ludzie, którzy wcześniej je skomplikowali. Nic z tego nie wychodzi. Czemu nas najmłodszych nikt się o nic nie pyta?! - oburzyłam się.
- Pewno z góry zakładają, że nie macie o niczym pojęcia.
- Wiesz co, cała ta gospodarka przypomina mi jakąś olbrzymią grę, w której może brać udział dowolna ilość uczestników, od małych dzieci do dorosłych osiłków. To tak, jakby to była sieć do łowienia ryb, rozpięta między uczestnikami stojącymi wkoło. Jeśli wszyscy ciągną tą sieć z różną siłą w swoim kierunku i się nie przewracają, to musi gdzieś w tej sieci być jedno oczko, które jest w stanie równowagi. Żeby te wszystkie zmiany w czasie ogarnąć, trzeba by mieć piękny umysł, na granicy szaleństwa. Tato popatrzył na mnie i dziwnie się uśmiechnął.

To wszystko było bardzo ciekawe, ale miałam już dość, byłam zmęczona.
- Tato, głowa mi pęka. Nie wiem, czy jestem w stanie to wszystko zapamiętać.
- Na pewno nie. Dobrze, że robisz notatki. Żeby się czegoś nauczyć, potrzeba czasu. Nie da się wiedzy połknąć jak pigułkę. Jeśli będziesz się uczyć cały czas, to będziesz coraz mądrzejsza. Na koniec jeszcze bardzo ważna uwaga. To, co Ci powiedziałem, to są moje prywatne poglądy, bardzo, ale to bardzo uproszczone. Musiałem je tak przedstawić, byś w Twoim wieku, przy minimum wysiłku, mogła je zrozumieć. To absolutne minimum wiedzy, czasem doprowadzone do absurdu, ale na początek powinno Ci wystarczyć. Teraz, jeśli będzie Cię to interesować, możesz dalej się uczyć, zdobywając już prawdziwą, fachową wiedzę.
- Tato, to to, czego mnie uczyłeś to nie jest prawdziwa wiedza? - powiedziałam załamana.
- Nie, to tylko schemat. Wytłumaczę Ci to na przykładzie z innej dziedziny, z fizyki. Uczyłaś się o budowie atomu. Jaki jest najprostszy atom?
- Atom wodoru, Pan narysował go na tablicy. Przypominał ciastko z dziurką.
- To Twoje łakomstwo nie ma granic - Tato westchnął głęboko. Gdyby przyjąć właściwe proporcje, to jądro miałoby wielkość piłeczki do ping-ponga, leżącej na środku stadionu lekkoatletycznego. Po bieżni krążyłby elektron wielkości ziarnka maku. Tylko, że to dalej schemat, bo w rzeczywistości elektron krążyłby po powierzchni kuli o promieniu stadionu i to nie ruchem liniowym tylko falowym. Wynika z tego, że materia to pustka, w której rozproszona jest masa. To dalej schemat, ale już bliższy prawdy. Jeśli w elektron trafi kwant światła, to przesunie go na wyższy ściśle oznaczony poziom kwantowy, na kulę o większym promieniu. Możesz wiedzieć, na którym poziomie jest elektron i podać jego przybliżone położenie, ale nie będziesz w stanie określić, w jakim czasie się tam znajduje. Jeśli byś chciała wiedzieć, w jakim czasie, to nie określisz jego położenia. To jest zasada nieoznaczoności, zresztą mająca zastosowanie w ekonomii.
- To, co łączy wszystkie te schematy - zapytałam skołowana.
- Zasady działania i definicje. Poszczególne schematy są coraz bliższe rzeczywistości, do ich interpretacji trzeba mieć coraz większą wiedzę. Nauczanie polega na przybliżaniu coraz bardziej skomplikowanych schematów, przy pomocy nowych zasad i definicji, aż do najnowszych teorii włącznie.
- To Ty uczyłeś mnie zasad i definicji, a wiedzę teraz mogę już zdobywać sama - wreszcie zaskoczyłam, o co w tym wszystkim chodzi.
- Musisz ją podzielić jakby na dwie współpracujące ze sobą części. Wiedzę ogólną o gospodarce, którą możesz pogłębiać, czytając na bieżąco artykuły w prasie, internecie oraz wiedzę praktyczną, obserwując inne małe firmy w Twoim otoczeniu.
- A czy teraz, jak już sporo wiem na tematy gospodarcze, będę mogła kłócić się z Tobą i Dziadkiem.
- My się nie kłócimy, tylko wymieniamy poglądy - powiedział Tato zaskoczony. - No i wychowałem sobie małą żmiję na własnej piersi - stwierdził z błyskiem rozbawienia w oku.
- To, że na własnej piersi, to się zgadza, ale nie żmiję, tylko dorosłą osobę - poprawiłam go - która ma już własne poglądy i chce je z Wami wymieniać. Forma, w jakiej to robicie, bardzo mi odpowiada.
- Dobrze - zgodził się Tato z rezygnacją w głosie. - Tylko kto teraz będzie donosił piwo?